Strona:Złoty Jasieńko.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tałem nie rozporządza, a jeśliby bezpotomnie zmarła, przechodzi on w całości na moję młodszą córkę Felicyą, która bezwarunkowo tak swoją częścią, jak późniéj drugą, jeśliby na nią spadła, rozporządzać, dać, darować i przekazywać ma prawo.“
Głęboka cisza panowała w pokoju. Brunecik znajdował że i tak posag panny Felicyi był jeszcze bardzo piękny, twarz mecenasa z zielonéj w początku stała się rumianą, oko jego błysnęło. Wszyscy patrzyli na Felicyą która osłoniona chustką, siedziała jak posąg milcząca. Na kilka zapytań rzuconych, odpowiedziała tylko głowy skinieniem, jakby się co najrychléj pozbyć chciała nieproszonych gości.
Wszyscy téź pobrali za kapelusze i powoli się wynieśli. Mecenas tylko uważał za właściwe pozostać chwilę.
— Czekam, rzekł wstając, na rozkazy pani.
— Na rozkazy, tak, ja teraz rozkazuję, rzekła szydersko — nic, nic — powiédz pan siostrze że nie piszę, swoje odbierze. Niech nie dziękuje, nie potrzebuję, widziéć się nie chcę. Testament, prawda! nie spodziewaliście się takiego testamentu? Felicya miała skraść wszystko, mogła! o! mogła. Wiész dlaczego? oto dlatego — powiedz jéj, powiédz to, że ten piéniądz uczyni ją tak nieszczęśliwą jakem ja była i jestem. Prawda panie? oryginalna zemsta dać komu taki majątek. Ale inaczéj