Strona:Złoty Jasieńko.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chociaż do niéj jestem przywiązany — całém sercem, całém, ale ten majątek...?
Mecenas chrząknął chodząc po pokoju i zdało mu się że słyszał jakby lekkie uderzenie w dłonie za drzwiami. Prezes trzymał się jedną ręką za bolące kolano, drugą za kieliszek wina który sobie nalał i nic nie uważał.
— Wszystko tu potrzebuje rozmysłu, rzekł Szkalmierski.
— A baronowa już gdzie w drodze! myślę że tu w mieście. Muszę iść szukać a waćpan myśl, rzekł prezes wychylając wino żywo i wstając z krzesełka. — Powiész mi co obmyślisz.
Przeprowadziwszy szanownego swego gościa aż na wschody, powrócił Szkalmierski do pokoju i otworzył drzwi gabinetu. Baronowa stała w nim ubrana już, blada, drżąca.
— Słyszałam wszystko, zawołała, on mówi że mnie kocha! tak! ale więcéj jeszcze fortunę, a ja, ja mam prawo i chcę być szczęśliwą!
Podała rękę mecenasowi.
— Ratuj mnie pan, ja się skryję, on mnie nie znajdzie tu, ale jutro, jedziemy razem, nie prawdaż?
— Na miłość Bożą, zaklinam panią, cierpliwości. Wierz mi że uczynię co tylko będę mógł, i chciéj być spokojną.