Strona:Złoty Jasieńko.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szkalmierski gdy naostatek dwaj trzeźwiejsi odeszli a trzeci około północy zasnął — obliczył zysk tego wieczora na blizko trzy tysiące rubli, ale go to mniéj obchodziło nad nowiny z Zakrzewka. Tu trzeba było niby o niczém nie wiedząc się zwijać i bić żelazo póki gorące. Głowa mu się paliła,
— Ożenię się z baronową! mniejsza o to, rzekł, kładąc się — ma słabość do mnie, dwa miliony, jeśli nie przesadzają!!


Nazajutrz zbudził się z bólem głowy, źle spał, nie wiedział co z sobą zrobić jak się obrócić, stan postępowania z prezesem był zburzony, należało myśléć o innym. Jechać do Zakrzewka? ale z czém? nie mając piéniędzy?
Chodził po pokoju, gdy do drzwi zapukano, na progu ukazał się w swym stroju zwykłym oszarpany i biédny Tramiński z kapeluszem wytartym w ręku wcale nie w porę.
— Najmocniéj przepraszam pana mecenasa dobrodzieja, rzekł z pokorą, nigdybym się nie ośmielił korzystać z jego dobroci i dokuczać mu w godzinie pracy, ale przychodzę z cudzym, małym interesikiem.
— W istocie jestem ogromnie zajęty — rzekł sucho Szkalmierski.