Strona:Wyznania świętego Augustyna.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jéj dziećmi byli, i tak służyła nam, jakby każdy z nas był jéj rodzicem.




ROZDZIAŁ X.
Rozmowa ś.Moniki z jéj synem o szczęściu wiecznego życia.

Kiedy się już przybliżał dzień, w którym z tego życia do lepszego przenieść się miała, ów dzień tobie tylko wiadomy, przed nami zaś ukryty: trafiło się jak mniemam z twoich tajemnych rozporządzeń: że ona i ja, sami tylko, stanęliśmy przy oknie wsparłszy się na niém. Widok z niego wychodził do ogrodu tego domu, w którym zamieszkaliśmy w Ostyi przy porcie; tam w oddaleniu od tłumów ludu, długą podróżą utrudzeni odpoczywając, oczekiwaliśmy żeglugi.
Sam na sam rozmawialiśmy z sobą bardzo słodko, a puszczając w niepamięć przeszłe rzeczy obróciliśmy z natężeniem cały nasz umysł na widok przyszłości; badaliśmy pomiędzy sobą w obliczu prawdy, którą ty jesteś: jakie będzie świętych wieczne życie, którego ani oko widziało, ani ucho słyszało, ani serce człowiecze wyobrazić sobie może.[1] Nastawialiśmy tedy ust serca naszego na wytryskujące strumnienie zdroju twojego, zdroju żywota, który jest u ciebie[2], abyśmy według pojęcia naszego nasiąkli tą rosą niebieską, o ile zdołamy, unosić się mogli myślą naszą po téj wysokości nadzmysłowych rzeczy.

Gdy nasza rozmowa doszła do tego kresu rozwagi, że najprzyjemniejsza roskosz zmysłowa, acz największém światłem materyalném rozjaśniona, nie tylko porównania z prawdziwą szczęśliwością nadzmysłowego żywota, ale nawet wspomnienia nie jest godna; uniesieni wyższém gorącéj miłości uczuciem ku Istocie, która prawdziwém jest szczęściem, przechodziliśmy stopniowo wszystkie prawie materyalne jestestwa, samę nawet niebieską przestrzeń, z któréj

  1. I. Kor. 2, 9.
  2. Ps. 35, 10.