Strona:Wyznania świętego Augustyna.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się, ani doświadczyć mógł; nie wiedział on o moich wrzących niespokojnością uciskach, ni o głębokiéj przepaści mojego niebespieczeństwa, do któréj wpaść miałem. Nie mogłem go zapytać o com chciał i jakom chciał; do tego posłuchania mnie i rozmowy z nim, przeszkadzały mi liczne gromady ludu z ich sprawami, których słabościom on usługiwał. A jeżeli na jaką chwilę od niego odstąpili, wtedy albo ciało swoje potrzebnym pokarmem zasilał, albo umysł czytaniem ukrzepiał.
Kiedy czytał, oczy jego biegły po kartach, a myślą sensu donikał, głos i język jego spoczywał. Gdym niekiedy sam do niego przyszedł; bo każdemu był przystęp dozwolony, i nie było u niego zwyczajem opowiadać przychodnia; tak zawsze zastałem go cicho czytającego, nigdy zaś inaczéj. Usiadłem, a siedząc w długiem milczeniu (któżby ważył się przeszkodzić tak głęboko zamyślonemu), odszedłem domyślając się, że téj krótkiéj przewłoki czasu dla odpoczynku umordowanego swojego umysłu, od gwaru cudzych spraw sobie zostawionéj, obrócić nie chciał do czego innego. Chronił się zapewne głośnego czytania i z tego powodu, by w niektórych ciemnych i trudnych miejscach pisma, od uważnego słuchacza zapytany, nie był spowodowanym do zmarnowania czasu na wyjaśnieniach i dysputach, który dla siebie do odczytania i rozwagi dzieł przedsięwziętych przeznaczył; prócz tego, potrzeba zaoszczędzenia głosu, który taką pracy nawałą bardzo łatwo tępiał, mogła jeszcze być słuszną cichego czytania przyczyną. Jakikolwiek wreszcie był tego zwyczaju powód, dobry zapewne w takim mężu być musiał.
Nie mogłem przeto żadnym sposobem według mojego życzenia zapytać się świętéj wyroczni twojéj w sercu jego umieszczonéj, oprócz jakich krótkich zapytań, na które jedném słowem odpowiadał. Rozmiotanego mojego umysłu nawałności wymagały prawie całego dnia jego odpoczynku,