Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Można, panie profesorze! — wyrwał się Łubkowski.
— Hebesie, kiedyś taki mądry, to powiedz jak będzie stopień wyższy i najwyższy?
Zamyślił się nieco Łubkowski, poczem z wielką pewnością siebie rzekł:
— Stopień wyższy — zrazy bite; stopień najwyższy — pieczeń!
— Ośle, ty i na kluski nie zasługujesz! Siadaj! Marcinkiewicz, o czem była mowa?
— O pieczeni! — zawołał zapytany, skwapliwie się oblizując.
— Czyś zwarjował?
— Nie wiem, panie profesorze!
— Hej, ty, następujący, zrozumiałeś, o co mi chodzi?
— Zrozumiałem — o kotlety!
— Cóż to znaczy? Skąd wam, śmierdziuchy jedne, kotlety wlazły w ciasne głowy? — zawołał z gniewem profesor, przypuszczając, że chłopaki może co i wiedzą o jego przypadku z kotletami.
Atoli jeden z malców, przyparty przez pedagoga do muru, wyznał nareszcie, iż pensjonarze jedli wczoraj na obiad siekane kotlety, które były bardzo niesmaczne i rosły im w ustach. Inny żak, ośmielony tem zezna-