Strona:Wykolejony (Gruszecki) 25.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziła się na tę myśl i tylko czekała sposobnej chwili, by o tem ze Stanisławem otwarcie pomówić, jak to przystoi rodzonej ciotce.
Nadzieja połączenia ich oboje stopniowo stała się jej marzeniem, zapragnęła tego usilnie, uwierzyła nawet w pomyślną gwiazdę Stanisława, a znając jego charakter i usposobienie, nie wątpiła, że będzie dobrym mężem.
— Czy nie zauważyłeś, Stasiu, zmiany w Helci, zapytała, gdy byli sami.
— Nie cioteczko, przeciwnie, wydaje mi się bardziej ożywioną, weselszą...
— Otóż widzisz, jest i zmiana. A i ty się zmieniłeś, już nie chodzisz po wizytach, ale w domu siedzisz i ciągle z Helcią rozmawiasz... Nic dziwnego, młodzi jesteście, toście i przylgnęli do siebie.
— Rzeczywiście, Helcia jest bardzo miłą, dobrą, może ciocia być z niej dumną.
— Tak — to, tak, wychowa się to, wypieści, nabiedzi się człowiek, a potem Bóg wie w jakie ręce się dostanie...
— Ach, ona jeszcze taka młoda!
— Ja już w siedemnastym roku miałam narzeczonego, czas mija. I patrząc w oczy Stanisława, mówiła dalej zwolna, jak gdyby chciała przeniknąć głąb duszy siostrzeńca.