Strona:Wykolejony (Gruszecki) 16.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odjedziesz, Bóg wie kiedy wrócisz, nie opuszczaj choć teraz starej, mawiała.
I Stanisław zostawał.
Ta serdeczność ciotki, która dla niego nie żałowała odświętnych konfitur i kazała przyrządzać najulubieńsze Stanisława potrawy, dopytując się co chwila: „a może tego chcesz?“ „może owego?“ „może to niesmaczne?“ „może nie lubisz?“ Ta dobroć i troskliwość zniewalała go do przepędzania cichych wieczorów w ustronnym domku ciotki, a może i piękne oczy kuzynki, które nieustannie śledziły Stanisława, przyczyniały się do tego domatorstwa.
Ciotka z dumą patrzała na niego i chwaliła się tak dorodnym siostrzeńcem, z próżnością łatwą do wybaczenia. Z chęcią też widziała gości u siebie, ciesząc się niewinnemi tryumfami Stanisława.
Razu pewnego zebrało się liczne grono znajomych na poobiednią kawę mówiono o tem i o owem, a z kolei wypadła rozmowa o nieobecnym Stanisławie. Pan burmistrz, któremu się Stanisław nie podobał, rzucił głośno pytanie: czem też on jest?
Posypały się domysły; jedni mówili, że urzędnikiem, inni — że profesorem; ktoś twierdził że inżynierem, a znaleźli się i tacy, którzy go