Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Więc i żołnierskim ocucony pieniem,
Trąb dźwiękiem, kotłów biciem, koni rżeniem,
Nie zawrzesz źrzenic patrząc na te strony,
Skąd ci skrzydlasta sława laur zielony,
Rączym unosząc po powietrzu lotem,
Włoży na czoło uznojone potem.
Ale twojemi ojczyzna niewczasy
Spocznie bezpiecznie; ni swemi hałasy,
Lubo się lądem i morzem zasroży
Koło niéj krwawy Gradywus, zatrwoży.

Muza III.

Ten, co makowe nosząc w ręku wieńce,
Morfeusz zawarł oczki niemowlęce,
Nie gnuśny to sen, lecz który za młodu
Przyczynia sławy polskiego narodu.
On mu drobniuchne z wiekiem krzepi siły,
Wzrostu dodaje, krwią napełnia żyły;
I by zamysły wielkie wykonało,
W przyszły czas czerstwe sposobi mu ciało.

Muza IV.

Tak więc młodziuchna przy kwitnącéj wiośnie
W pączku swym róża zasypia i rośnie:
A choć jéj Flora jeszcze nie wywiła
Z pieluch zielonych; jednak przeznaczyła
Panią ogrodów, i nad inne kwiecie
Wynieść nad inne książęce to dziecię.
Więc gdy koło niéj lekkie Etezyje,
I tysiąc lotnych Zefirów się wije;
Jedne żywiącym ciepłem nad nią dyszą,
Drugie skrzydłami kolebkę kołyszą;
A wtym troskliwe wewnątrz przyrodzenie
O jéj się stara udoskonalenie.
Bo już sukienkę na wzór rannéj zorzy
Już wieniec z złota ciągnionego tworzy;
Już wdzięczny balsam na ramiona leje.
Aż kiedy czwarte słońce rozjaśnieje;
To dziecię ongi w pączku swym uwite,
Już kopijniki licznemi okryte,
Ozdobne mitrą, przybrane w szkarłaty
Widząc, schylają główki inne kwiaty.