Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz to Bóg dla swych końców odwiecznym wyrokiem
Grubym chciał przed oczyma zasłonić obłokiem,
I troski rozlicznemi, jako kruszec złoty,
Doświadcza twéj, o zacny królu, dzielnéj cnoty.

Różne ma sława drogi, różne do niéj stopnie:
Jeden pomyślnym torem aż na sam wierzch dopnie,
Drugi się drze po skałach; lecz większe nadgrody
Odbiera, kto trudniejsze zwyciężył przeszkody.

Przyjdzie czas, że po srogiéj tylu lat powodzi
Znowu się pięknym słońcem niebo wypogodzi,
I każdy (wszak sercami Bóg władnie) to przyzna,
Że króla kochańszego nie miała ojczyzna.

Co, jeśli tak przeciwne zrządziły niebiosy,
Żebyś dłuższą wiódł walkę z zawisnemi losy:
Czyliż, że wiatr powiewa zewsząd nieżyczliwy,
Ten być przestanie wielkim, kto nie jest szczęśliwy?

Czyliż się zawsze człeku śmiertelnemu zdarzy,
Że się z pomyślnym skutkiem chęć jego skojarzy?
Albo ten tylko nawy zdolny sternik, który
Niezbłaganego morza złamał gwałt ponury?

Nie chciał-że widziéć kiedy szczęśliwéj ojczyzny
Arpin w boską wymowę, Kato w rozum żyzny?
Niéma miejsca wymowa, niéma skutku rada:
Bóg tak zrządził; stój ludzka chęci: Rzym upada.

Nie zaćmią złe przygody nigdy wielkiéj dusze.
Rzadko fortuna z cnotą zawiera sojusze:
Jéj-to dzieło z tym sercem wieść wojnę najbardziéj,
Co mając dosyć z siebie, jéj podchlebstwem gardzi.

A nad wszytkie przypadki, w górę wyniesione,
W twierdzy swéj niewinności ma pewną ochronę,
Kędy w miłym ufaniu wiodąc pokój złoty,
Śmieje się, że nań zazdrość gnuśne ciska groty.

Lecz potomność, co nie zna na oczach zasłony,
I na prawdzie zakłada tron nieporuszony,
Skąd patrząc bystro pozad na wieki upłynne,
Waży na niepomylnéj szali zdania gminne: