Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
WIECZOREM.

W bielonej izbie, za cisowym stołem,
Pod wieczór czworo siedziało ich społem.
Bliżej kominka dziadek Janusz, dalej,
Kędy się lampa przed Chrystusem pali,
Babka; pod oknem siedziała dziewczyna,
Basia, kwiat Sącza, wnuczka ich jedyna.
Naprzeciw Bartek, cieśla z cieślów sławnych;
W Sączu ród jego należał do dawnych,
On sam już sławą cieszył się, choć młody,
A Bóg mu przy tem nie skąpił urody.

Słońce, za góry zachodząc czerwono,
Zajrzało oknem w izbę ubieloną.
A że dziś była niedziela adwentu,
Więc spoczywali wszyscy gwoli świętu.
Janusz służebnym polecił gospodę,
Garniec i wino; z księgi dziewczę młode
Czytało świętych spisane żywoty.
Cieśla w nią patrzył, poprawiał kapoty,
Ilekroć Basia czytanie przerwała.

Babce u czoła drzemka się wieszała;
Pod ścianą z nićmi stał jej kołowrotek,
Z kłębuszkiem teraz igrał Basi kotek.
Właśnie skończyła Basia u rozdziału,
Gdy Janusz z krzesła podniósł się pomału
I, słowem księgi do głębi przejęty,
Rzekł: „Wielkiś w Twoich cudach, Panie święty
Wielkiś, bo wznosisz, gdzie zrozpaczy głowa:
O, cudem dotąd stoi Częstochowa,