Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trudnoż ci było na sejmowej ławie
Domową kłótnię skończyć rozhowarem?
Na wschód widziałeś lecące żórawie
Z złowrogą pieśnią ponad carskim dworem —
Ale czart twojej pozazdrościł sławie,
Czart synów twoich serca natchnął sporem,
I popłynęła krew z twojego łona —
Brat brata mieczem ciął... Tyś powalona!

Cyt! Teraz orzeł biały ci pokaże
Rycerską drogę cześci i zbawienia...
Oto złamane już królewskie straże,
Huf Radziwiłła zgrozę rozprzestrzenia.
„Hurra!“ Skrzydlaci pierzchają husarze,
Wyniosłe kopie tuląc do strzemienia;
Sztandar królewski, sztandar z orłem białym
Unoszą z pola przed hufcem zuchwałym.

Lecą, a na nich z grozą patrzy zdala
Prałat Pstrokoński, który godził strony[1];
Gniewem starcowi oko się zapala,
Na lica płomień uderza czerwony:
— Nie pierzchlić oni przed szablą Moskala,
Lecz orzeł, orzeł biały pohańbiony,
W ucieczce święty znak polskich rycerzy!
Dosiadł więc konia starzec i w cwał bierzy.

Pędzi śród gradu kul, a na ramiona
Włos mu się biały pierścieniami toczy.
Zadziwia mężów jego twarz natchniona;
Ten, ów z goniących z drogi mu uskoczy:
Nie dba, czy zdrowo minie ich, czy skona,
Choć nigdy śmierci tak nie patrzył w oczy;
Jakaś nieziemska moc tym starcem włada —
Leci i prosto na chorągiew wpada.

I jako wicher, co żagle rwie z łodzi,
Z rąk ją przemocą wydziera zbladłemu:

  1. tj. króla i Zebrzydowskiego.