Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Porastała. Aniołeczek biały —
Jedna klękła, złożywszy rączęta,
I poczęła: „Zbaw nas, Matko święta!“

Oczętami, co gwiazdom podobne
Utonęła w niebiosa błękitne.
A lud, patrząc na to dziewczę drobne,
Kląkł, jak kłosy uklękają żytne,
Gdy zachodni wiatr przeciągnie łanem;
Tak lud ukląkł na rozmowę z Panem.

I rozpoczął pieśń, a Bóg jej słucha,
Carski wódz jej słucha przerażony.
Bóg ludowi łaską krzepi ducha,
A wódz zbrojne stawia bataliony:[1]
„O, nim przebrzmi — rzekł — ta pieśń złowroga,
Nim Bóg miecz im da, uprzedzę Boga.“

I wnet rzeszę modlącą Moskale
Rotowymi powitali strzały.
Warczą kule, krew, jakby korale,
Z piersi na bruk rozlewa się biały:
Jedni giną cicho, drugim z łona
Płynie razem pieśń i krew czerwona.

Starców zapał unosi, spokojna
Młodzież w śmierci upada ramiona.
Patrz ty, carze, jak rzesza niezbrojna,
Jak w moc Boga wierzący lud kona!
Ludzie giną, a dzieweczka stoi
Cicha, w jasnej niewinności zbroi

I na kule czeka, co jej braci
I siostrzyczki porywały wkoło.
Wie, że Polsce Bóg jej krew zapłaci,
Więc chce zginąć; a wódz sroży czoło,
Woła gniewny: „Ten lud kul nie czuje —
Niech go jazda końmi roztratuje!“

  1. oddziały wojska.