Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szydłowski strzelca w łeb uderzył młotem,
Gilowi sierżant piersi skłuł brzeszczotem,
Tego szewc Cyrus przebił halebardą,
Bartek rajtara szwedzkiego ściął bardą,
A Oleksowicz zranił muszkietera;
Pijanowskiego, gdy muszkiet odbiera,
Trącił Jameński, wziął broń i wypalił.
Bartłomiej znowu chorążego zwalił,
Gadowicz szweda zadławił kułakiem,
Browarnik walczył zaś ogniowym hakiem —
A śród nich Basia, jak widmo rozpaczy,
Rwie się, gdzie tylko Oskara zobaczy.

Już Bartek krwią się po ramiona zbroczył,
Gdy wtem Oskara blizko siebie zoczył.
„Miejsca! — zawołał — precz! Ten smukły gaszek
Dla mnie! Odstąpcie wy! Ha! to mój ptaszek!“
Oskar, to słysząc, przez tłum się przeciska
I, mieczem kręcąc, nad głowami błyska;
Ten hełmem, Bartek czapką pokrył czoło,
Reszta zaś dla nich uczyniła koło.
Trzykroć w tym boju darmo się szukali,
Ale już teraz wobec siebie stali,
Gniewni obadwaj, odważni i mściwi
I tej z pod serca krwi jednako chciwi.
Oskar miecz, Bartek silniej bardę ima,
A powitali się najpierw oczyma.

Pierwszy ciął Bartek, ciął, jako w świerk smukły,
I Oskarowi zagiął hełm wypukły.
Oskar się zachwiał, ciął i gniew go pali,
Bo miecz padł tylko na bardę ze stali.
I tak śród widzów co chwila cios nowy
Szukał u obu to serca, to głowy.
Oskar zręczniejszy, ten, silniejszy dłonią,
Zwijał okrutnie swą ciesielską bronią.
Szczęk tylko głuche przerywał milczenie,
A oświecały ich stodół płomienie.

Już Bartek Szweda w głowę ciąć zamierzył,
Lecz przeraźliwy krzyk wtem go uderzył.