Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miasto zostanie... kto wam cześć powróci?!“
Umilkł i usta wykrzywił do śmiechu,
Resztę słów w krotkim pochłonął oddechu.
Ale wtem stary Szydłowski zawoła:
„Trela, — hej! dzwonnik, chodźmy do kościoła!“
„Co tam pomożesz?“ — Bartek mu odrzecze —
„Czy psem u proga legniesz tam, człowiecze,
By warczyć i gryść, gdy się wróg przybliży?
Zostań! Szwed Pańskich nie lękał się krzyży,
Kopnie cię nogą, jak psa, bez litości!...
Ha! Szwed u ciebie na wilię zagości,
W oczy ci zadrwi, gdy świętym opłatkiem
Będziesz mu szczęścia życzył z przeszłem latkiem...
O święta Panno z aniołami Twymi,
O Kingo, święta patronko tej ziemi,
Rzeczcie wy starcom, co nożami straszą,
Że chcecie boju — bo ta ziemia Waszą!“

Pośród tej wrzawy wszedł niepostrzeżony
Jacek, staruszek biały i skulony.
Słysząc to, u drzwi stał o laskę wsparty
I w Bartłomieja utkwił wzrok otwarty,
Jasny — a gdy ten ostatnie rzekł słowo,
Zawołał Jacek: „W bój z Świętą Królową!..
O dzieci, wielkie oglądałem cuda,
Toć wierzę, że dziś wszystko nam się uda!“

„Przebóg, to Jacek!“ wszyscy zawołali,
„Wy tu?! My prawie już was opłakali.“ —
„Tu, dziatwo, z wami, — jak widzicie, zdrowy.“
I dodał potem: „Wracam z Częstochowy!...
Idźcież, Szydłowski, gdy was kościół woła,
A wy zaś chmurne rozpogodźcie czoła,
Jak ja“. — A gdy go obstąpili swoi,
Zawołał Jacek: „Częstochowa stoi!“
Poszedł Szydłowski, ci Jacka prowadzą
I na burmistrza miejscu za stół sadzą.
Jacek, tu niegdyś kupiec najcelniejszy,
Był już najstarszym i włos miał najbielszy
I cześć za prawość. Teraz — to cud nowy! —
Przez szwedzki obóz przyszedł z Częstochowy.