Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do Basi, bo tam był ich świat uroczy.
Toż, widząc, że tych czarów nie odgoni,
Zbliżył się, westchnął i jął szeptać do niej:
„Przeląkłem ciebie? Basiu, nie chciej winić...
Jeden Bóg tylko wie, co z sercem czynić,
Jako je w piersi trzymać — gdy rozboli?
Jeśli cię zląkłem, dziewczę, — to bez woli
Zgrzeszyło słowo; — dusza o tem nie wie;
Toż ocząt, Basiu, nie odwracaj w gniewie,
Przebacz!...“ I dłoń swą na sercu położył,
Spłonił się, drżące usta wpół otworzył —
Schylony nad nią, w pierś chwyta jej tchnienie,
Wzrokiem ją chłonie i karmi płomienie
Serca, rosnące w szale i zachwycie,
Jakby nią całe wypełnić chciał życie.

Ale, snać, mało Basia go słyszała;
Śniła, twarz jeszcze zadumaną miała,
Gdy oczy, w których odblask marzeń kona,
Na Bartłomieja zwróciła zdumiona
I cichym głosem, myśli swych niepewna,
Rzekła: „Cóż chcecie? ja wam nic nie gniewna.“

„Nie?!“ — odparł Bartek i radością skraśniał,
A wzrok, jak słońce wiosenne, mu jaśniał: —
„Oj ty dziewczyno, ty gołąbko biała;
Patrzaj — rzekł czule — coś ze mnie zdziałała!
Ja, śmiałek pierwszy, jak nieżywy stoję,
Kiedy zachmurzysz jasne oczka twoje.
Basiu, ej, kiedyż Basia mi nagrodzi
To, że rok trzeci tak marnie mi schodzi?
Kiedyż wędrówki, czekanie, tęsknotę?...
Basiu! jedyna! — ptaszę moje złote,
Raz ty mi ulżyj ciężkiej serca spieki!
Życie i pracę oddam ci na wieki!“
I silne ku niej wyciągnął ramiona.
Basia się przed nim cofnęła zlękniona,
Ale Bartłomiej w uczucia natłoku
Nie pojął, zda się, jej chłodnego wzroku
I rzecze: „Cieśla-m, dziewczę, jak mój rodzic,
Lecz niech mi sercem sprosta wojewodzic!