Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

88
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

terów, z których żaden jeszcze stałego sobie nie wywalczył zwycięztwa i wyższości, panował nierząd i nieład. Były dwie głowy, więc jakby żadnéj nie było. Często sprzeczki kończyły się na tém, że Perli robił swoje, a żona swoje, on niepokonany, ona niezwyciężona. W wielkich razach robiono sobie na złość. Rozynka obita, mściła się, podburzając swoich krewnych na malarza. Perli bał się ich niewymownie, w nich była cała obrona kobiety, cała jéj na teraz potęga, bo wdzięki już nie skutkowały na malarza.
W chwili owego miłosnego szału, który go prawdziwie jak Włocha opanował, Perli się nie zastanawiał, że brał Rozynę z téj klassy, z któréj sam wynijść usiłował. Matka jéj była komornicą biedną; z dwóch jéj synów, jeden był furmanem w mieście, opojusem i sławnym hałaburdą, drugi miał sklepik na Łokciu, gdzie z żoną sprzedawał różne wiktuały, kuchenne potrzeby i przysmaczki dla pospólstwa, nie wyuczywszy się przy swojém zajęciu łagodności i powolności. Trzeci brat stryjeczny, najbogatszy, trzymał arendę, dom zajezdny na Końskim targu, gdzie z największém upodobaniem zapijali się ludziska w czasie tygodniowych targów. Ci trzéj bracia Rozyny kochali siostrę, dumni z niéj będąc i głośno się chlubiąc pokrewieństwem z panią malarzową. Nieraz Perli ciężkie miał z nimi przeprawy, gdy obita żona poszła do braci na skargę; nieraz chować się przed nimi musiał, bo go nawet poszturchać byli gotowi. Barczyste owe chłopy: Szymon, Tadeusz i Bartłomiéj, opiekowali się czynnie Rozyną; ona nimi w potrzebie zasłaniała się jak tarczą.
W domu, jakeśmy powiedzieli, nie było rządu, wrzała ciągle głucha wojna. Chwilami następował rozejm czasowy, ale zaraz po nim najzaciętsze walki. Żona