Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

74
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

i postępując ku Mamoniczowi, a patrząc w Jana jak w tęczę zawołał:
— A! a! dzień dobry kolego, cóż to cię do mnie prowadzi?
Wzrok jego tymczasem ciągle rozmierzał Jana. Nastroił się już do uśmiechu, bo uśmiechem wszystko pokrywał.
— Ot! widzisz, przyprowadzam ci, rzekł udając też otwartą rubaszność Mamonicz, co go tu niemało kosztowało, — przyprowadzam ci kollegę, który pragnie się z tobą poznajomić i poprzyjaźnić! Poznajcie się, dobry człowiek, skromny jak dziewczyna, a serdeczny jak... jak ja.
Uśmiech szyderstwa razem i zwycięztwa, ale wnet z twarzy zmazany, zaświtał na ustach Mruczkiewicza. Błyskawicą tylko skrzywił się jakby do siebie mówił: „Coś tam kiepsko święcić się musi, kiedy jegomość aż do mnie przywędrował!”
— A! zawołał zaraz głośno zdejmując czerwoną krymkę — prawdziwe dla mnie szczęście. Anim się tego spodziewać mógł! Do mnie biednego bazgrały, pan! pan! pan, co malujesz tylko wielkie obrazy i wielkich panów! Mnie to wprzódy należało mu się pokłonić; ale anim się spodziewał, żebyś chciał ze mną znajomości.
Jan z przymusem wybąknął komplement.
— Tylko nie patrz dobrodzieju na roboty moje, rzekł zasłaniając malarz: byłeś we Włoszech, a ja sobie domorosły partoła. I same portrety tylko robię.
— Widziałem twoje roboty, szanowny panie, odezwał się Jan, — i znalazłem je pełnemi, pełnemi... zakrztusił się artysta nasz, ale dokończył przecię: — pełnemi talentu i łatwości.