Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

326
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

brat, który go sprzedawał, choć nim władał, nie miał ustępstwa formalnego od rodziny. Sprzedaż była w dobréj wierze zrobiona ze stron obu, ale nieprawna. Rodzina sprzedającego po jego śmierci wytoczyła proces o Mielsztyńce, o posiadanie nielegalne. Walczyliśmy o to; ale sprawa gaszona, tłumiona, przewlekana, nigdy całkiem nie była ukończona. Nie wiem jaką drogą owa pretensya do Mielsztyniec przeszła w ręce ojca Jaksy.
— Więc to pan Jaksa? spytała wdowa żywo.
— Nie, nie on, jak się zdaje — rzekł Dzięgielewski, — ale ktoś, co nabył czy dostał prawa jego, zapewe dawniéj czy teraz, nie wiem... p. Nikodem Repeszko — dodał pełnomocnik. — Repeszko jest sąsiadem Mielsztyniec, homo novus, niedawno tu przybyły i mało nam znany, ale dotąd nie z najlepszéj strony. Jest chciwy, przebiegły, twardy... proces z nim, to może być rzecz wiekuista. Wygramy go, ale nas będzie ciągał po trybunałach bez końca.
— Wszakżeby go można pewnie zagodzić czémś? spytała wdowa trochę niespokojnie.
— Tak i ja sądziłem, odparł Dzięgielewski, który chłodno brał rzeczy i strwożonym się być nie zdawał: tak sądziłem, i nim przyszedłem niepokoić panią moją, jeździłem do niego, myśląc, że się to da lada czém raz na zawsze załatwić. Ale człek słodki jak miód, okazał się twardym jak kamień. Roześmiałem mu się w oczy, gdy mi na seryo powiedzieć śmiał, że mu się całe Mielsztyńce, ni mniéj ni więcéj, należą. Po takiém wyznaniu, nie było co traktować nawet z szalonym... ale...
— Możeż to być groźném? podchwyciła wdowa.