Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

309
ONGI.

przesiadając u niego długie godziny. Temu to naleganiu niezbyt delikatnemu winien był, że na Rabsztyńce, jakkolwiek wartość kawałka gruntu i ruin była wątpliwą, zaciągnął najprzód pożyczkę u studzienickiego pana, potém wziął od niego parę dodatkowych summek, a w ostatku obejściem się lekkiém, pogardliwém i groźném strachu go niemałego nabawiał. Od téj natarczywéj przyjaźni kasztelanica nie było sposobu bronić się. Repeszko uciekał, krył się, wyjeżdżał, lecz wszelkie starania były daremne.
Ciężką tą plagą, jak mawiał cicho ks. wikaryuszowi, srodze go Pan Bóg za grzechy ukarał.
Tak stały rzeczy, gdy jednego poranku, w chwili kiedy się go najmniéj spodziewał pan Repeszko, wpadł do jego skromnéj, a prawdę rzekłszy, brudnéj izdebki kasztelanic Iwo. Poznał go z dala po chodzie, ale nie było już sposobu wyśliznąć się; więc tylko ręce załamał i do nieba oczy podniósł, skarżąc się Bogu.
Słudzy mieli najsurowsze rozkazy, żeby postrzegłszy gościa, natychmiast o nim oznajmowali, nigdy go nie wpuszczali, a na zapytania zawsze odpowiadali, że pana nie ma w domu; w dzień więc biały przybycie kasztelanica było fatalnością niepojętą. Repeszko domyślał się w tém złośliwości niegodziwych sług, i w duchu sobie obiecał ukarać ich wszystkich trzydniowym postem o chlebie i wodzie. Była to kara jego ulubiona z dwojga powodów: jako rzecz Bogu miła, bo poskramiająca żądze cielesne, i... mówmy prawdę, wielce korzystna dla kieszeni. Interesa doczesne i niebieskie cudownie się w niéj godziły.
Kasztelanic miał pod pachą, jak to zaraz dostrzegło bystre oko pana Repeszki, zwój papierów, nic dobrego nierokujący. Twarz zacnego gospodarza po-