Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

300
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

gromadzone pamiątki, sami sobie do nich to tłómaczenie dopletli. Wierzże mi, drogi mój panie, że lepiéj ci jeszcze i długo o tém nie wiedzieć, a gdy przyjdzie godzina, aby się odkryła prawda, Pan Bóg ci ją zeszle przez usta matki. Uspokójcie się. Po każdym domu niemal lata jak nietoperz jakaś bajka czarna, któréj nie widać we dnie. Każda rodzina ma swoje tradycye, ale nie we wszystko wierzyć potrzeba i godzi się. O tych portretach starych nicbym was nie nauczył; wiem mało i źle, więc nie chcę was niepokoić. Powiem jedno tylko, co mi się zdaje być prawdą niewątpliwą. Wprzód nim się Spytkowie z Krakowskiego tutaj przenieśli, od bardzo dawnych a dawnych lat, pomiędzy nimi a Jaksami była nieprzyjaźń zawzięta. Zkąd poszła, tego nikt nie wie. Prześladowano się, nękano, najeżdżano wzajemnie, i krew nieraz się polała. Jeszcze w Krakowskiém naddziad wasz pomścił się na jednym z Jaksów za jakąś krzywdę... Ująwszy go i osądziwszy sam, dał ściąć katowi w więzieniu. Mówią, że głowa tego Jaksy, zamknięta w szyszaku, zachowuje się na pamiątkę téj zemsty... Późniéj Bóg ciężko za tę śmierć dotknął rodzinę waszą — zaczęła się pokuta. Spytkowie opuścili swoje gniazdo, ścigani zgryzotą i pomstą Jaksów, którzy umyślnie goniąc za nimi, usadowili się pod ich bokiem tu w Rabsztyńcach. Ale wyroki boże są niedoścignione: Jaksowie pomścić się nie mogli, i ród ich wyginął do ostatniego... Tym ostatnim jest ów, którego dziś tu widzieliście na zamku... którego wy podobno, dobry panie, zaprosiliście tu po raz pierwszy sami.
— Tak jest, ja! ja! krzyknął Eugenek, porywając się z ławy. Cożem zrobił! Widzisz stary, jak niewiadomością zgrzeszyć można! Ale dziś poczułem do