Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

299
ONGI.

i obawiać? Nakoniec — nakoniec ja się lękam... a gdybym chciał, nie potrafię w staréj głowie znaleźć tego, co w nią włożyłem za młodu.
— Mój drogi! przerwał Eugenek: ty mi musisz powiedzieć co wiesz... to mi zrobi ulgę. Jam już nie dziecko, znieść potrafię co boli, i odróżnić fałsz od prawdy. Może wyglądam młodo, ale i mnie sieroctwo i samotność uczyniły przed czasem człowiekiem.
— Cóż ja wam powiem? przebąknął stary, — i czy to pora po temu? Pytaj mnie jeśli chcesz, ja ci nic nie zataję. Ale godzina późna, spostrzegą, że was nie ma, będzie niepokój w zamku... a pan Zaranek...
— Pan Zaranek nic mi nie zrobi, rzekł Eugeniusz: jest moim towarzyszem, nic więcéj; praw nademną nie ma żadnych, a rad jest gdy swobodną chwyci godzinę, by się w swych książkach zatopić... Nie obawiaj się o niego, nie lękaj o matkę, ona się o mnie dziś nie spyta.
Siemion zamilkł, ale westchnął.
— Cóżbyście wiedzieć chcieli? zapytał.
— Wszystko! bo nie wiem nic, żywo począł młody dziedzic. Znam z imion moich pradziadów i babki, których wizerunki wiszą na zamku. Z twarzy tych zbladłych wiekami, poczerniałych, niemych, czytam i odgaduję tajemnice... Nie wiem nic. Co znaczą te dwa katafalki? co ta śliczna kobieta, z krwawą na szyi pręgą? co trupia głowa w szyszaku?...
Siemion głęboko się zdawał namyślać: ciężko mu było dobyć z piersi głosu.
— Ja o tém wszystkiém wiem niewiele, to tylko, co rodzice z sobą przynieśli, i o czém słyszałem ich gwarzących czasem; ale prawda to czy baśnie?... Prędzéj że ludzie, patrząc na dziwne wizerunki stare i na-