Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

296
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zamek potrzeba było obwarować kluczami, których pęk dźwigał u pasa. Ludzie miejscowi poznawali go po chodzie posuwistym i po brzęku tych kluczów nieodstępnych. Rankiem i nocą wychodził z półgłośną na ustach modlitwą, którą opatrując kąty i zatrzaskując wrzeciądze odmawiał. Rzadko bardzo odzywał się do kogo, nie cierpiał sprzeciwiania się, mruczał niewyraźnie, a życie zdawało się go bardzo niewiele obchodzić. Siemion nie miał rodziny, żył samotny, a większą część dnia spędzał na modlitwach. Wolne chwile przesiadywał w kaplicy zamkowéj, często sam jeden, dozorując niewygasającéj lampy i odmawiając różaniec. Ojciec jego, dziad i pradziad byli na usługach Spytków, zrośli się więc z pańską rodziną, którą prawie uważali za swoją. Siemion nie mówił inaczéj o Mielsztyńcach, tylko: „nasz majątek”, o rodzinie jak o własnéj, o dziecku jak o swojém.
Od śmierci starego Spytka, uważano ciężkie na nim pognębienie; u trumny nieboszczyka leżał płacząc, a po pogrzebie jego prawie oniemiał, słowa się z niego dopytać nie było podobna. Na Eugeniusza z daleka patrząc, płakiwał.
Młodzieniec jeszcze siedział na ganku, gdy po wybiciu godziny zwiastującéj zamknięcie zamku, chód starego Siemiona dał się słyszeć na korytarzu. Wedle swojego zwyczaju, burgrabia obchodził galerye, ganki, wschody, opatrując, czy wszystko było w porządku, czy nikt nie pozostał opóźniony za domem. Eugenek nie postrzegł się, gdy go staruszek pochwycił siedzącego i pogrążonego w myślach. Z dala nie mógł go poznać o mroku; zbliżył się więc, a zobaczywszy panicza, zdziwiony stanął naprzeciw niego, z założonemi rękami. Chłopak podniósł głowę.