Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

294
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

z balkonu pierwszego piętra ukazała się blada twarz pani Spytkowéj, która zawołała do syna:
— Prośże sąsiada, aby nas odwiedził jeszcze.
Iwo, nic nie odpowiadając, grzecznym ukłonem podziękował za ten znak łaski; ale twarz jego chmurna nie rozjaśniła się, a gdy młody chłopak coś mu szeptał, spełniając rozkaz matki, rzekł tylko:
— Dziękuję bardzo, ja także mam projekta podróży... nie wiem jeszcze co zrobię z sobą.
Pani Spytkowa stała ciągłe na balkonie. Iwo odwrócił się ku niéj raz jeszcze, ścisnął konia, i wedle swego zwyczaju czwałem popędził do domu.


Co zaszło w duszy téj kobiety od pierwszego oburzenia i gniewu, do tego miłosierdzia i współczucia — jakim sposobem zmieniła się obraza w litość, duma w łagodność... odgadnąć było trudno.
Zaraz po odjeździe Iwona, wdowa weszła do pokoju i zamknęła się na modlitwę. Eugeniusz pozostał na ganku, i pozbywszy się Zaranka, dumał tu sam jeden, głębiéj niż czynił dotąd. Czuł, że w nim jakaś dziwna, niewytłómaczona zaszła zmiana, że jedną chwilą gniewu dojrzał nagle i stał się mężczyzną, na którego ramionach ciężkie spoczęło brzemię. Człowiek ten, ku któremu niedawno czuł pociąg i słabość, stał się dla niego nienawistnym; jego zbliżenie się do matki zaczynało go oburzać i niecierpliwić; niepokoił się, sam dobrze nie umiejąc sobie wytłómaczyć przyczyn téj obawy i wstrętu.
Zaranek odszedł do swojego pokoju, zostawiwszy