Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

276
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Nie skończyła się jeszcze żałoba uroczysta, rok i sześć niedziel trwająca, gdy niecierpliwie pono obrachowujący jéj trwanie kasztelanic Iwo, który czatował na to, aby się dostać do Mielsztyniec..... schwytawszy na przejażdżce Eugenka, poznawszy się z nim i przypodobawszy młodemu chłopakowi, utorował sobie drogę do nieprzystępnych dotąd dla niego progów zamku.
Kasztelanic, jakeśmy mówili, był jednym z tych ludzi, którzy mimo zaniedbania się, puszczenia cugli i rozpasania, umieją gdy potrzeba, najróżniejsze przybierać fizyognomie. Dla Eugenka stał się powagą, tak umiał go oczarować.
Chłopak, którego matka dosyć pieściła, wpadł jednego dnia do niéj, oznajmując, że kasztelanica Jaksę na wieczór zaprosił.
Porwała się na to jak raniona pociskiem pani Spytkowa, i z oczu jéj trysła błyskawica. Pierwszy raz zgromiła syna, że śmiał to uczynić bez jéj wiedzy, naganiała natychmiast panu Zarankowi, że na to pozwolił, ale koniec końców zgodziła się, by kasztelanic został przyjęty, oznajmując tylko, że do niego nie wyjdzie i widzieć go nie będzie.
Wytłómaczyła to przed synem tém, że towarzystwo tego człowieka znajduje dla niego niestosowném, że między rodzicami była jakaś dawna nieprzyjaźń...
Eugeniusz zamyślił się, posmutniał... ale ani śmiał prosić matki, aby dla niego zmieniła postanowienie.
Rozkazano wszakże, aby przyjęcie było jak najwspanialsze, i wyznaczono na nie paradne zamku pokoje, te właśnie, przez które widzieliśmy przechodzącego pana Nikodema Repeszkę. Pan Zaranek miał tylko pomagać Eugenkowi w zabawianiu gościa.