Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

266
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

na sercu. Ty jesteś młody, ty potrzebujesz wesela i hałasu, ale one ojcu mogą być przykre... Wstrzymuj się... nie trzpiotaj, nie śmiéj się... bądź uważniejszy, bądź z poszanowaniem i umiarkowaniem.
— Moja mamo, rzeki Eugenek, to dobrze; ale kiedy mi w duszy wesoło, że was widzę, żem tu przybył, jakże to ukryć?
— Być wesołym, lecz nie okazywać tego.
— Matko, to zawsze będzie rodzaj kłamstwa.
— Prawda, dziecko moje, smutnie odpowiedziała Spytkowa: na co ja cię go mam uczyć? Wcześnie nauczy cię tego życie... A więc...
Umilkła i pocałowała go w czoło.
— Bądź jakim cię Bóg stworzył, jak ci serce wskaże... a co się ma stać, to się stanie...
— A cóż się może stać, matko? zapytał chłopak.
— Nic, nic.. Ojciec jest człowiek stary, znękany, smutny; może cię wziąć za bardzo płochego i zmartwić się...
— Dla czegoż ojciec jest smutny? alboż nie pamięta, że był młodym i wesołym? mówił Eugenek.
— Już dość, nie zadawaj mi pytań, dziecko moje... Niech cię Bóg błogosławi, niech...
Tu łza się zakręciła w oku, ale śmiech dziecka rzucił w nią jakiś promień radości i uśmiechnęła się także.
— Nie spytałeś o swego konia! zawołała.
— A! prawda, mój koń, mój arab! Matko! każ wyprowadzić araba! niech Tamara za szyję uścisnę. Czy on mnie też pozna? czy zarży do mnie?
I klasnął w ręce, i pobiegł do dzwonka na stoliku, a w chwilę słudzy się zbiegli i do stajen posłano, aby Tamar przyszedł młodemu panu sobą się pochwalić...