Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

256
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

myślać po włościach, że pani z polowania wraca, ale nim kobiety i dzieci na gościniec wybiegły, by ją zobaczyć, już orszak się przesunął, a po nim tylko niedogasłe szczęty gdzie niegdzie dymiąc konały.
Ludzie, co ją otaczali, mówili, że mimo zapału myśliwskiego, nigdy jéj nie słyszeli mówiącéj, nigdy nie widzieli uśmiechniętéj wesoło...
Ze zsuniętą brwią jechała, goniła, strzelała, spoglądała na ubitego zwierza i powracała do zamku nieznużona, nie dając znaku po sobie, że w lesie kilkanaście godzin spędziła na skwarze, zimnie lub słocie.
I tego dnia, którego się spodziewano powrotu Eugeniusza z zagranicy, chcąc na jego spotkanie wyjechać, pani wzięła z sobą myśliwych i popędziła konno, a dopiero gdy syn się ukazał, z nim do powozu się przesiadła.
Mimo poszanowania, jakie obudzała, charakter pani Brygidy nie mógł jéj serc jednać; była dobrą dla otaczających, ale obcą wszystkim. Prędzéj sam Spytek rozmową, słowem, uśmiechem zbliżył się do kogo i dowiódł, że z nim czuje się członkiem jednéj, wielkiéj ludzkiéj rodziny: pani spełniała jak najściśléj obowiązki swoje, wymagała od drugich ich spełniania nieubłaganie, ale jéj serce kobiece zdawało się żelazną blachą w piersiach zabite. Nie okazywała ani szczęścia, ani bolu, zawsze była jedną, milczącą, poważną i jakby całemu światu zupełnie obcą, żyła tylko w sobie. Dla męża powolna, stosująca się do jego rozkazów, uległa rozporządzeniom, również była zimną i nieprzystępną.
Gdy Pan Bóg dał jéj syna, zdawało się, że te lody pękną. Chwyciła dziecię, namiętnie przyciskając je