Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

243
ONGI.

rozpoznać było można, mimo widocznie umyślnego ich poruszenia. Na tablicach z napisami młotek całe powytłukał wyrazy... w postaciach rzeźbionych ohydne szczerby świętokradzka powybijała ręka.
Z jednego boku kamienne sklepienie grobowe obaliło się, i przez nie widać było, jak czarną przepaść, podziemie, w którém stały trumny... Ale nie poszanowano w nich spoczynku umarłych, szukano snadź chciwie przy zwłokach może jakich kosztowności; trumny leżały porozbijane, potrzaskane, pogniłe, w jakichś siwych popiołach z ciał ludzkich... Kasztelanic patrzał w tę głąb z ciekawością, Repeszko ze drżeniem. Przychodziło mu na myśl, że się może sklepienie zawalić... i...
— Ani jednéj trumny całéj! zawołał kasztelanic. Cha! cha!... kiedy ruina to ruina!... Śmierć sobie pohulała co się zowie... Ale jak ci się to wydaje, panie Repeszko? Ma swój majestat i swą piękność to zniszczenie, hę?...
Repeszko wcale piękności téj nie rozumiał. Prawdę rzekłszy, obrachowywał w téj chwili, ile z tych trumien cynowych mogli nabywcy wytopić pięknego kruszcu na misy do krupniku i dzbany.
— Przyznam ci się, rzekł kasztelanic, siadając na kamieniu i wskazując obok siebie miejsce dosyć niewygodne gościowi, że na tę kaplicę naszą miałem szczególne projekta, starając się koniecznie zostać przy fundum w Rabsztyńcach. Myślałem, że wyrestauruję ją, oczyszczę groby i że tu kiedyś obok moich dziadów stanie trumna dębowa (na cynową mnie nie stać, i jak widzisz, nazbyt obudza apetyt)... Byłbym tu sobie spokojnie spróchniał obok przodków, co zawsze