Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

238
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ne, iż nie dokończywszy, p. Nikodem struchlały zamilkł.
W istocie, dosyć było wzmianki o Spytkach, by spokojnego dotąd kasztelanica zmienić niemal w obłąkanego. Porwał się od stołu, bijąc o niego pięścią z całéj siły; zaiskrzyły mu się oczy, pofałdowało czoło, zapieniły usta. Odepchnął krzesło, które z hałasem padło na posadzkę, i począł przechadzać się żywemi krokami po salce. Mówił sam do siebie, zdawał się nie widzieć Repeszki, który za stół się tulił, patrzał i trząsł się ze strachu, myśląc: „Co mu się stało?“
— Spytkowie! tak! i to niech wezmą oni, i popioły dziadów, i mojemi łzami krwawemi oblaną ziemię! wszystko... wszystko!... Wzięli mi com miał najdroższego, wezmą i to, im się to należy... Przeznaczenie! Wydarli mi serce!... powinni nawet trupa pochować pod swoim progiem, aby go gnieść nogami... Znasz waszmość Spytków? znasz?
— Ale nie, Bóg widzi! nie znam, nie wiem... przypadkiem... klnę się na rany Chrystusowe...
Iwo stanął nagle.
— Tak, usta twoje nie wiedziały, że wyrok na mnie wyrzekły... Gdybyś ty kupił, tożbys frymarczył potém, by zyskać, i zamek mój imby się dostał. Wyrestaurowaliby go i mieszkali... Nie może być inaczéj...
Niezrozumiałego coś pomruczał, potém zamilkł, nagle, podniósł głowę, i popatrzawszy na Repeszkę, krzyknął groźnie:
— Zkąd wracałeś, gdym cię spotkał?
Pan Nikodem się zająknął.
— A no... z Mielsztyniec...
— Tfu! głupi, powinienem był to zgadnąć po sa-