Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

232
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

sadzki z wielkich tafli i płyt różnobarwnych, rzeźby i napisy dotąd ją okrywały.
Ale to wszystko w najopłakańszym było stanie. Dach, niegdyś blachą kryty, późniéj gontami, teraz połatany był słomą, a w znacznéj części żebra poczerniałych krokwi i łat z niego wyglądały. Wiele drzwi brakło, inne się nie zamykały...
Do téj wilczéj jamy, jak ją nazywano powszechnie, nikt prawie nie zaglądał; kasztelanic żył w niéj sam, z Zacharyaszem kulawym, dawnym i wiernym sługą. Na folwarku była gospodyni, dwóch chłopaków do koni i psów, w stajni trzy chude szkapy i dwa wyszarzane siodła.
Charty i brytan tak dobrze strzegły zagajonego dziedzińca, że się w nim i żebrak nawet pokazać nie śmiał. Osobliwość to była zaprawdę, że w chwili dobrego humoru i dzikiéj fantazyi Iwo zaprosił do siebie Repeszkę; rzecz tak się dziwną p. Nikodemowi zdawała, że podejrzewał go o jakieś nieczyste zamiary, szczególnie obawiając się o worek. Ale z drugié strony co do spraw pieniężnych wiadomo było całemu światu, że Iwo nigdy nikogo na szeląg nie pokrzywdził, i prawdziwie po szlachecku kończył sprawy tego rodzaju, obcinając poły, byłe rąk nie zwalać.
W śmiertelnych potach Repeszko dojechał do Rabsztyniec, które pierwszy raz w życiu oglądał; bryczka i konie musiały z chłopakiem pozostać w bramie gdyż daléj drogi do zajazdu nie było, tylko ścieżka, którą ledwie konny człowiek mógł przejechać.
Zlazłszy z wozu, Jaksa rzucił lejce i odprostował się.
— Niechże go pioruny trzasną, jak ta drynda trzęsie! zawołał. Jak wy możecie tém jeździć? nie wole-