Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

141
SFINKS.

mu to szkodziło, gdy tak doskonale gardzić umiał paplaniem ludzi? gdy miał siłę wewnętrzną, by sam wystarczyć sobie?
Jan walczył, ale z losem tylko. Ciężka walka, gdy codzień bezskuteczna się odnawia, a zawsze zwyciężony w niéj człowiek, upada coraz bardziéj na siłach!
W domu przy wielkiéj oszczędności przebierały się zapasy, i widać już było chwilę, w któréj nie pozostanie ratunku. Wybrać się z Wilna, nie było o czém z Jagusią i dziecięciem. Jan chodził obłąkany, nie mogąc się wziąć do pracy, lub siedział u kolebki i dumał patrząc na dziecię. Codzień gorzéj, codzień gorzéj. Mamonicz zmagał się, ale napróżno. Zachęcał Jana do pracy, ten brał się do niéj, ale bez zapału, i wkrótce rzucał pendzel bezsilny. Brakło mu wyższego natchnienia w sercu, brakło odwagi, którą daje wiara; czuł się spętanym tą nieustanną, niepokojącą go myślą o losie żony i dziecka, która go we snach nawet trapiła.
— Tak — powtarzał bezsenny w duchu, poglądając na żonę uśpioną przy kolebce: — artysta nie powinien mieć ani żony, ani dzieci, ani rodziny. Wyrzec się tych związków dla sztuki, umieć jak Tytus radować się w ubóztwie i żyć o suchym chlebie, obejść się bez współczucia, bez uznania, wzgardzić z góry zazdrością i głupstwem. Na to wszystko brakło mi siły, a niebieskie oczy, które mi tyle dały szczęścia, odebrały teraz odwagę... Pracujmy! sława już dla mnie za wysoko; zrzec się potrzeba świętych wzruszeń zapału, którego doznać nie mogę; żyć tylko dla niéj i dla dziecka, być rzemieślnikiem... a! wszystko dla nich! cóż mi tam!
Nazajutrz poszedł powtórnie do Perlego; ale szczęś-