Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

133
SFINKS.

im kolosalnym Herkulesie ze lwem. Jest to marzenie mojego życia... moja kochanka, Jagusia, dziecię, wszystko! Tém żyję. Tylkom co się dowiedział, że wiozą przez Wilno dwa lwy afrykańskie, dwa prawdziwe Numidy na pokaz do stolicy ruskiéj; biegnę szalony zobaczyć, uprosić, dobić się, aby mi je modelować dozwolono.
— Tytusie drogi, powiedz co mam zrobić z Perlim? co z sobą?
— Będę wieczorem lub jutro! Teraz daruj mi, przebacz i puszczaj, bo wytrzymać nie mogę — lew ten dusi mnie! Nuż go ztąd uwiozą, będę musiał gonić za nim. Potrzebuję go koniecznie, lecę!
I zniknął piorunem w ulicy.
Jan okiem zazdrości spojrzał na niego. Ten jeszcze był artystą! Jan już rzemieślnikiem tylko, bez zajęcia. Tytus nie pytał, kto mu zapłaci za gruppę Herkulesa ze lwem, ale jak ją najpotężniéj wykonać, jak tworzyć. Żył sztuką i dziełem swojém, nosił je w łonie jak matka nosi dziecię, póki nie przyjdzie chwila wydania go na świat.
Gdy smutny Jan wlecze się do Jagusi i dziecięcia, licząc ostatki grosza i myśląc o jutrze, Mamonicz pośpiesza ku ratuszowi, gdzie dwa lwy stanęły w zajezdnym domu, w dwóch żelaznych klatkach. Zabrał z sobą co tylko miał pieniędzy, ołówek i papier, z zapałem domagając się wpuszczenia.
— Jutro pokazywać będą! odparł faktor Żydek.
— Jutro! ale ja dziś chcę się widzieć z właścicielem, dziś koniecznie... zapłacę!
Ciśnie Żydowi dwuzłotówkę w rękę, wpycha się do izby gwałtem, i szybko poczyna tłómaczyć się, mieszając wszystkie języki, przed flegmatycznym Niem-