Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

116
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Tak jest! Dopiero wczoraj się o tém dowiedziałem. Perli ma kilka tysięcy złotych w sperandzie; Mruczkiewicz wziął tylko faktorskie. O tobie rozgłaszają, że śpisz na złocie, a ty nie masz za co może chleba kupić!
— Właśnie wybrałem się znowu do Żarskiego.
— A lekcye?
— Zeszły na nic; musiałem się opuszczać. Biedna Jagusia niespokojna, cierpi więcéj, kiedy mnie nie widzi przy sobie. Stan jéj pełen cierpień nieznośnych; z oka jéj spuścić nie mogę. Sług mi przybyło, a w domu ani grosza.
— Oto tymczasem trzy dukaty, rzekł Tytus. Niosłem je tobie na przypadek, więcéj nie mam.
— Daj mi pokój, i tak ci winienem.
— Nic, dopóki nie przyjdę i nie powiem ci z kolei: daj mi, bo potrzebuję. Lecz słuchaj Janie, myślmy, mówmy, nie masz-li sposobu jakiego wybrnąć z tego? Kasztelan...
— Zrujnowany. Francuzka nałożyła mu taką cenę na rozwód w intercyzie, że ta dodana do dawnych długów zuboży go zupełnie. Żyje po pańsku: pożyczaném. Cała nadzieja jego w bogatém ożenieniu. Stręczą mu bogate dziedziczki nieznanego nazwiska. Ale dotąd sam pożycza po sto dukatów i karmi się nadzieją.
— Mówiłeś mi niegdyś o kawałku ziemi dziedzicznej!
Jan zaczerwienił się, zabełkotał.
— Przedałeś już ją?
— Nie, jeszcze, ale i to mam prawie za grzech, że mi myśl przedaży kilka razy przechodziła przez gło-