Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

94
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— O! i owszem przyjmną z wdzięcznością.
— Więc nie pojmuję dla czegobyśmy nie poszli tam, gdyśmy byli u Mruczkiewicza i Perlego?
— Bo te ostatnie odwiedziny chyba dla przyjemności być mogą; użytku z nich żadnego, owszem, kto wie, czy nie szkodliwe?
— Powiedzże mi proszę wyraźniéj i nie męcz mnie dłużéj.
— O! znowu bo powieść czy historya cała! i historya Żyda malarza! Jeżeli chcesz zobaczyć Jonasza Palmera, opowiem ci wprzódy kto jest. Proszę tylko o cierpliwość.
— Żyd malarz! rzekł Jan z podziwieniem. Coś dziwnego w istocie!
— Zaprawdę, niepospolite zjawisko. Wiesz i pojmujesz, co u nas znaczy Żyd. Żyd jest jeszcze istotą napiętnowana, wyklętą jak w średnich wiekach, wzgardzoną i niższą od wszystkich. Gdybyśmy po panu Mruczkiewiczu, którego żona z domu Dubińska, i po Perlim, odwiedzili prostego Żyda, pierwsi dwaj dowiedziawszy się, możeby się śmiertelnie gniewali. Ale myślę, że się nie dowiedzą, bo go podobno nawet nie znają. Jonasz tysiąckroć więcéj wart od nich, ale Żyd. To dosyć. Co do mnie, ja tego biednego paryi nigdy bez uwielbienia widzieć nie mogę. Wielce wyższy ukształceniem od swéj tutejszéj braci, nie zaparł się przecię ani fałszywie przez niektórych wzgardzonego narodu, ani nienawistnéj wszystkim wiary. Pojął on, że oddzielić się od zwycięzców dozwolono; ale opuścić braci w niedoli jest podle. Jonasz, który zwiedził Palestynę, nieraz mi opowiadał o stanie Izraelitów tamtejszych, o upadku światła między wybranym ludem bożym. Nigdy nie zapomnę wyrazów jego,