Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

64
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Franka na próg wybiegła.
— A co? spytała.
— A cóż! słowo się rzekło.
— A pan?
— Ma mnie z pozwoleniem za dudka, poszedł wesolutki jakby się dopiero na świat narodził. Ale pamiętaj panienko śliczna!
— Wszakżem przyrzekła!.... dumnie przerwała Franka.
— Ja od dziś zaraz ruszę ztąd niby do domu, ale na zawołanie od zmroku zawsze czatować będę. Jeśliby panu przyszła jaka dziwna fantazya, proszę mi dać znak albo zawołać, a ja się przystawię w mig.
Tych kilka słow tylko powiedziawszy, rozeszli się szybko. Gdy p. Tomasz powrócił przed officynę, już Bartek zamyślony, z udaną pilnością czyścił starannie zaklapane pendzliska.
— Ciesz się, Rugpiutis! rzekł: panna pozwala, ja także, ma się rozumieć. Dajemy France pięćset złotych, dwie krowy, dwie szkapy ze źrebiętami, dziesięć owiec i wyprawę przystojną. Dla sieroty trzeba coś, puszczając ją w świat, uczynić. Dzisiaj was zaręczym, a po zapowiedziach ślub. Ale pamiętaj szanować żonę, żebyśmy nie żałowali tego, co dla was czynimy.
Żmujdzin rzucił się do nóg z pozorném wylaniem, i uściskał je, a podnosząc się, rzekł:
— Wielmożny panie, gdyby nie jedna wada, jestem pewien, że Franka byłaby ze mną szczęśliwa.
— No i cóż to?
— Z rodu wszyscy jesteśmy niepohamowanie zazdrośni — Boże odpuść! — źli jak szatani i podejrzliwi haniebnie. Już to tak się rodzimy wszyscy Rugpiutisy, ze krwią się to przelewa widać. Mój dziad żonę