Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

48
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

czorem z miasteczka po dwóch tygodniach pobytu, zniknął nagle.
Powróciwszy do chałupy z oknami pod pachą i kupionem narzędziem stolarsko-ciesielskiém, wziął się sam Rugpiutis do roboty ław, stołów, drzwi i polic. Nie szło to łatwo: paczyło się i darło surowe drzewo pod surową ręką; ale choć niegładko, dokonał Bartek dzieła, winszując sobie, że w czas się opatrzył, jak dalekoby go zawieść mogło upodobanie w stolarskiém rzemiośle i Justysi. Jakiś dobry duch czuwał nad Zmujdżinem, bo mu jeszcze jednego niebezpieczeństwa oszczędził. Trzeciego czy czwartego dnia po powrocie z miasteczka, zajęty był właśnie ogładzaniem deszczek na lipowy stół głównéj izby, gdy wyszedłszy na próg gdzie suszył tarciczki, ujrzał z daleka drogą od miasta ku chałupie idącą postać kobiecą. Przeczucie jakieś mówiło mu, że to była Justysia, goniąca za nim i uważająca go już za narzeczonego. Bartek zaledwie miał czas zawołać: „I nie wwódź nas na pokuszenie!” rzucił się żywo na strych, wciągnął za sobą drabinkę i zaszył się w siano. Wkrótce dały się słyszeć kroki nadchodzącéj, a potém wolanie, a potém śpiewka wesoła.
Justysia (doskonale ją widać było ze strychu), ubrana jak od święta, świeża, z minką figlarną, w gorseciku czerwonym, fałdzistéj spódniczce i białéj jak śnieg koszuli, w granatowym kabaciku, stanęła w progu, różnemi głosami wołając na wszystkie strony:
— Panie Bartłomieju! Panie Bartłomieju!
Bartek wciąż szeptał sobie: „I nie wwódź nas na pokuszenie!” A wpatrując się niepostrzeżony w Justysię, zimnym się potem oblewał.
Dziewczyna śpiewając, usiadła na progu, aby po-