Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

310
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ką francuzką w ręku, chmurną, smutną, roztargnioną. Kasztelana nie było.
— Kończmy, rzekła.
Jan stanął do roboty żywo, w milczeniu malował; ona czytała, ale po chwilce odrzuciła książkę z niechęcią, i znowu wzrok swój zbójecki zwróciła namiętnie na niego.
— Prędko pan skończysz? pytała.
— Dzisiaj! Z tą myślą trudno mi się oswoić, tak przywykłem codzień tu być, nie wiem co zrobić z sobą.
— Będziesz pan malował kasztelana dla mnie! dodała szydersko.
— O! to wcale co innego!
— Znajdujesz mnie pan tak dobrą do malowania? Mogłażbym służyć za wzór? Jak to pochlebnie! Ale ja tak zbrzydłam, schudłam, zczerniałam pod waszém niebem szkaradném!
— A! pani aż nadto jesteś piękna!
— Kobieta nie może być nadto piękną, odezwała się z uśmiechem i swojém zwykłém spojrzeniem: — c’est son métier à elle.
— Może być nadto piękną, bo często jéj piękność i zwycięztwa są nieszczęściem drugich.
— O! takie nieszczęście! (rozśmiała się) to dzieciństwo!
— Dzieciństwo, które może kosztować życie!
— Cóż życie? spytała.
— Zapewne, rzekł malarz; a jeszcze życie jednego robaka!
Gdy to mówił, wzrok jego wypowiadał wyraźnie: „Ja cię kocham!” tego jednak w żaden sposób zrozumieć nie chciała kasztelanowa.
— Mówiłeś mi pan wczoraj, że kochasz? Przy-