Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

217
SFINKS.

ściągnęło nań nareszcie uwagę i innych współbraci artystów, którzy zapoznali się z nim, przyjęli go ściskaniem dłoni do swojego grona i uznali za brata.
Towarzystwo rożnorodne, liczniejsze, oderwało go od wpływu ustawicznego Wenecyanina. W tym czasie Jan odmalował kilka swoich własnych kompozycyj na wielką skalę; między innemi Wenerę i Adonisa, do których mu dwa najpiękniejsze wzory Rzymu służyły. Annibal odciągnął go od zamiaru malowania męczeństwa Świętego Pawła, które przedsiębrał, do którego nawet rozpoczął studya; przekonał go, że sceny podobne nie są przedmiotem dla sztuki! Biedny Jan w początku walczył, nareszcie usłuchał. Jak gdyby sztuka prawdziwa miała się ograniczać jednym tylko wdziękiem, jednym tylko dla oka samego powabem!
Dla Wiocha ciało, nagość, urocze linie i koloryt świetny, stanowiły całe malarstwo; ekspressya wedle niego psuła linie, a nie tworzyła; unikał też jéj jak starzy poganie, których cudowne kształtami posągi, z jednym pospolitym uśmiechem lub obojętném skrzywieniem wszystkie się nam okazują. Już konający Gladyator jest jakby przeczuciem sztuki chrześciańskiéj, sztuki myśli i wyrazu, sztuki ducha.
Dotąd pomimo towarzystwa, w którém zostawał, Jan był czystych obyczajów i czystych myśli; a chociaż nieraz burzyła się w nim krew młodzieńcza, zapał artystyczny, duchowy ją ochładzał. Wspomnienie też Jagusi wstrzymywało go i strzegło jak anioł opiekuńczy. Często takie wspomnienie, w głowach łoża przez anioła stróża trzymane, jest tarczą przeciwko brudnym namiętnościom. Lecz we Włoszech, jak artyście, otoczonemu pokusami, kiedy mu najpiękniejsze