Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

186
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

w wielkiéj ilości; współubieganie się z innymi podsyca i zachęca. W tłumie można być jak na pustyni, kto zechce i potrafi. Ale pamiętaj naprzód — mówił stary Włoch — wyrzec się świata i pokus jego; stłum w sobie żądze, poświęć się cały sztuce, miéj ją za cel jedyny dla siebie.”
Ta rada była mu przytomną, ale nie wiedział czy potrafi jéj sprostać. Pomodliwszy się u Kapucynów, gdzie jeszcze mszę zastał, długo wymęczywszy się niespokojném oglądaniem miasta, odważył się nareszcie szukać Jan Bacciarellego. Powiedziano mu, że stoi w zamku, bo król musi go mieć pod ręką, i pracownia własna ulubionego artysty łączy się nawet z appartamentami królewskiemi. Często do niéj schodzi Najjaśniejszy, nie gardząc pendzlem i paletą. Malarz musiał być dumny, słysząc to: — król sam, król zajmuje się malarstwem, los malarza może pod takim panującym być świetny! Serce poruszyło się nadzieją.
Z bijącą jeszcze marzeniami piersią posunął się Jan drogą wskazaną do zamku, ale już w ulicy wiodącéj ku niemu z tylu się powozami mijał, tyle osób spotykał, potém w podwórcu ogromnym w taki wpadł zgiełk ludzi, z których żaden mu odpowiedzieć nie chciał, bo wszyscy czémś zajęci byli, że całkiem głowę stracił. Spojrzawszy na czarne zleżałe ubranie chłopca, nikt nawet nie raczył go objaśnić. Chodził od jednego do drugiego; kłaniał się, prosił i wytykany palcami, popychany od drzwi do drzwi, w końcu całkiem głowę stracił i nie wiedział co począć. Nie pojmował, że trzeba było talarkiem sobie drogę torować, i nie śmiałby był nikomu z tych wygalowanych panów zaproponować datku. Smutny, z niczém powrócił wieczorem do stancyi, a resztę dnia spędził na duma-