Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

173
SFINKS.

w takim razie linie zbyt uciekać będą, wyda mi się dziwnie i niekorzystnie. Z dołu patrząc, często się nam zdaje, jakby to, co widzimy, waliło się.
Nieznajomy spojrzał Janowi w oczy, gdy ten rzucił zarazem wejrzenie ciekawe na album, na którém zuchwałe linie, poprawiane, pokrzyżowane, coś tworzyły nakształt niepojętéj pajęczéj sieci.
— Waćpan zapewne będziesz szczęśliwszy, bo ja tego widoku nie mogę nawet oznaczyć, a słońce szybko zachodzi.
— Spróbuję, rzekł Jan ufny w siebie, bo czuł się silniejszym, a nic go mniéj nie kosztowało nad widok natury.
Batrani z perspektywy starego Hondyusza wyuczył go tajemnic dających klucz do pojęcia wszystkich linij pejzażu i architektury.
Siadłszy niżéj, a tak przecię, aby nieznajomy mógł widzieć jego robotę, oznaczywszy w myśli horyzont, rzucił Jan główne linie, oznaczył plany, i z dziwną poprawnością i szybkością wytłómaczył idealnie cały ten wielki widok, któremu kilka cieniów ołówka roztartych tuszownikiem, kilka silnych uderzeń (touches de sentiment) dodało życia i kolorytu.
Nieznajomy w miarę jak się posuwała robota, coraz się jéj ciekawiéj przypatrywał i mruczał pod nosem. Nareszcie zaintrygowany widocznie, wstał, oparł się na lasce, długo chodził za ręką malarza, i odezwał się w końcu:
— Wybornie! Waćpan jesteś artysta, co się zowie artysta! — I zażył tabaki ze złotéj tabakiereczki. — Nie mógłbyś mi pan mojego rysunku poprawić? spytał, biorąc swoje album.
— Na cóż mam panu psuć jego myśl? Wolę, jeśli