Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

160
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ileżby ci potrzeba? spytał Kapucyn, zamyślając się.
— Nie mam doświadczenia mój ojcze, rzekł Jan, — nie wiem. Matka nie ma sposobu do życia, mnie trzeba dostać się znowu do Wilna lub do Warszawy, i starać się być już na swoją rękę malarzem, aby jéj starość spokojną zapewnić.
Gwardyan pokiwał głową.
— Słuchaj, rzekł: chodź ze mną do kościoła, obejrzymy wprzód robotę, potém znajdziemy może pobożną duszę, co ją zapłacić zechce.
Brat zakrystyan otworzył milczący kościół, i poszli od ołtarza do ołtarza, Jan wskazywał co zrobić można i potrzeba było, zwłaszcza dla fresków Danckerts’a, które pył i kopeć brzydko okrywał, gdyż nieoczyszczane nigdy, lat przeszło sto przetrwały. Dla tego potrzeba było rusztowania dość kosztownego i czasu długiego.
— Przyjdź moje dziecię w niedzielę wieczorem. Z rana spodziewam się na nabożeństwo i obiadek kapucyński kilku osób z sąsiedztwa, pomówię z niemi, może też kto dla chwały bożej koszta podjąć zechce.
Jan odszedł. Wieczorem zaraz z karteczką od gwardyana przywiózł parobek klasztorny zboża i zapasów śpiżarnianych dla wdowy. W karteczce pisał poczciwy ksiądz: „Dzielimy się jałmużną, ubogi z ubogim, nie dziękujcie wcale.”
Jan tymczasem, pomimo, że chata biedna, światła i izby nie miała stosownéj, usiadł malować obrazek dla gwardyana, przez wdzięczność, a trochę dla pokazania, że coś umie. Czuł, że nieznajomy może i ma prawo o jego umiejętności powątpiewać, może się wahać powierzyć mu robotę. Święty Antoni na pustyni, któ-