Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

144
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ki, a zginiesz dla niéj. Wielki symbol świadczy, że kto nie odgadł zagadki Sfinksa, ginąć od niego musiał. Tak jest po dziś dzień: wszyscy giniemy, bo nikt jéj nie zgadnie. Janie mój, zbyt często wpatrujesz się w Sfinksa.
Jan zaczerwieniony, zawstydzony, nic nie odpowiadał.
Maryetta, która nie pojmowała obojętności młodego chłopca dla siebie, bo od chwili przybycia Jana starała się być i była dla niego miłą, łagodną a piękną, — poczuła nareszcie rodzący się gniew w sercu, oczy jéj zachodziły krwią i łzami, serce biło wściekle. Naturalnie, myśl wreszcie, że Jan gdzieindziéj kocha, obległa ją niepokojem. Poczęła go śledzić i podejrzewać. Zamyślanie się, częste wycieczki z domu, częstsze do izdebki wychodzenie i przesiadywanie w niéj, coraz pewniejszą czyniły ją, że Jan kocha kogoś. Ale kogo? kogo?
Jednego poranku Jan wstał raniéj od wszystkich i zasiadł w oknie. Piękna Jagusia otwarła przeciwległe, i oparta na łokciu odpowiadała oczyma na ciche wyrazy kochanka. Maryetta, jakby przeczuwała coś, schwyciła się z łóżka i poczęła po całym domu szukać Jana. Słyszała (znała chód jego) przed chwilą stąpanie w pokoju: cicho się skradając, przysunęła się pode drzwi izdebki, rozwarła je i ujrzała go w oknie. Z bijącém sercem na palcach postąpiła zobaczyć, w co się tak pilnie wpatrywał. Wzrok jéj spotkał Jagusię. Wszystko było wytłómaczone. W chwili zatrzęsła się gniewem dawniejszym, nieokazywanym od przybycia Jana, i wybiegła głośno drzwi zatrzasnąwszy.
Jan osłupiał.
Obrażona kobieta leciała do męża.