Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

138
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

kominów różnokształtnych najeżona, ścieśniona przybudówkami różnego przeznaczenia i wysokości różnych, nigdy w początku nie zwracała oka pracowitego Jana. Nie miał on téj próżniaczéj ciekawości lat młodych, tego chciwego późniejszych pragnienia wniknięcia w życie otaczających go ludzi; żył jeszcze w sobie, i co się działo obok nie widział. Ale gdy wejrzenia, słodkie słówka Maryetty wprawiały go w zadumanie długie, mimowolnie oczy poczęły też błądzić dokoła, jak by czegoś do zdobycia szukały. Tęskność, to pragnienie pomieszane z nadzieją, tak różne od tęsknoty będącéj tylko słodkim smutkiem, uderzyła na serce Jana. Szukał a nie wiedział czego? spodziewał się, nie pytając nawet siebie, kogo? Dziwnym a częstym jednak w życiu trafem, jedno spojrzenie wytłómaczyło mu ten niepokój wewnętrzny.
Naprzeciw okien Jana, w przeciwległym domu, ukazywał się zwykle z za wypłowiałéj firanki kolorowéj, suchy i dziwaczny profil staruszki, jakby z obrazu Gerarda Dowa wycięty. Nieraz Jan, chociaż starości zmarszczonéj na sposób flamandzki, w czepku z wielkiemi białemi falbanami muślinowemi nie miał za przedmiot malarski, mimowolnie chwytał ten profil stale przez część dnia ukazujący mu się za murem.
Staruszka zgięta, skurczona we dwoje, z pofałdowaną twarzą, ze śpiczasto zakończonym nosem, z wystającą brodą, pomimo tych pospolitych rysów wiekowi właściwych, wiele miała szlachetności, wiele stylu w fizyognomii. Jan przemyślał nawet nieraz, czy lepiéj było schwytać ją do teki na starą sługę Judyty, czy na matkę Daryusza? Rysy twarzy czyniły ją prawie godną być Daryusza matką.
Na sługę Judyty musiałby ją był chyba skaryka-