Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

105
SFINKS.

które natura dała Jasiowi. Na widok kalekich ciał, spoczwarzonych postaci na sztychu, wzdrygał się, czując instynktownie ich brzydkość, oswoić się z niemi nie mógł. Przeciwnie, inne, w których myśl błyszczała formami uroczemi, wydana ze śmiałością mistrzom tylko właściwą, całował, zamyślał się nad niemi i płakał. Dwa zapalczywe sztychy stare z Leonarda da Vinci, dwie przepyszne a pełne prostoty kompozycye Rubensa (co rzadka, bo grzeszy przesadą i zbytkiem, nie umiejąc się w karbach utrzymać), kilka wspaniałych postaci wysokiego stylu Mik. Poussin’a, jakby nowy świat odkryły oczom ucznia. Poczuł, że się tu niczego nie nauczy; ale posłuszny przeznaczeniu cierpiał i pracował. Opisać wam to życie? — niepodobna.
Szyrko był w obejściu się z uczniem ostry, bez przyczyny często srogi, chwalił też bez powodu; nie wiedząc co robi, szedł na oślep zupełnie. Szczęściem miał u siebie dla fanfaronady dwa niezgorsze gipsy całych postaci z posągów dawnych, jedno niezłe ecorché (muskulatura) i parę głów. Te ukradkiem w chwilach odpoczynku, sam nie wiedząc dla czego, próbował kopiować uczeń. Ale Szyrko gdy te roboty ujrzał, tak gniewem się zapalił, że podarł arkusze i wyrzucił za okno. Wiedział on, że inni uczą się tym sposobem, ale sam nie umiejąc rysunku, może przez zazdrość niewytłómaczoną, uczniowi go dać nie chciał. Jaś przecię gipsy owe, choć na tablicy, z różnych stron przerysowywał. Tak upłynął rok jeden; tak dwa prawie jednostajnie przeszły. Wiele chwil sam na sam z nagiemi ścianami przepędzał Jaś, ale książek mu nie brakło, bo w izbie w któréj siadywał, były ich dwa kufry wielkie, razem z innemi gratami w kąt przez Szyrkę rzucone i nigdy nawet niezamykane. Z foliantów drogich wy-