Strona:Wybór nowel (Wazow) 117.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja, jakeś przyszedł przed chwilą, pomyślałam sobie: teraz się już skończyło, Sławczo wypędzony, a chałupa nasza jeszcze nie jest spłacona.
— Pomyślałaś tak i wierz temu — mówił dalej Sławczo, chcąc przekonać żonę, że tak jest — ja już jestem wydalonym, zgubionym człowiekiem... Tak, bo zapomniałem ci powiedzieć, kiedym się obrócił zanim, on powiedział do naczelnika te słowa: „Przygotuj na jutro rozkaz, ja go podpiszę...” Rozumiesz, rozkaz? To był mój wyrok, ja go słyszałem... I wydało mi się, że spojrzał na mnie surowo, z pod oka, szybko, jak błyskawica... Ach, ja nieszczęśliwy.
Napróżno Pena starała się rozproszyć jego obawy. — Niepokój i ją ogarnął: wszystko jest możliwe. Czyż mało urzędników wydalają codziennie dla mniejszych powodów, a nawet zupełnie bez przyczyny!.. Oboje nie tknęli wieczerzy. Płużew położył się do łóżka, jakby w febrze. Sny jego pomieszane i męczące przepełnione były postacią ministra, spoglądającego na niego z pod oka, woźnym, przynoszącym mu dekret wydalenia, chodnikiem tańczącym walca pod jego nogami i szarą masą cerkwi ś-go Krala, na której dachu jacyś katoliccy księża wynoszą ciało zmarłego Płużewa, aby go pogrzebać pod dachówkami świątyni!
Nazajutrz obudził się z zapadłemi oczami.
— Z Bogiem, Peno — powiedział płaczliwie, wychodząc do biura, a na oczach jego łzy zawisły; i żona nie mogła się powstrzymać od płaczu. Tak, jakby się rozdzielali na długo, jakby Sławczo szedł na wojnę...
Było to pożegnanie Hektora z Andromachą!


∗             ∗