Strona:Wybór nowel (Wazow) 115.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przeklęty! ach! co ja zrobiłem! co mi się stało!
— Tutaj już nie idzie o wydalenie ze służby, tu jest coś okropniejszego! — pomyślała pani Sławczowa.
Rozpacz, wypisana na twarzy biednego jej małżonka, nie zostawiała jej żadnego powątpiewania o okropności klęski.
— Może się wmieszał do spisku, który odkryto — przypuściła z przerażeniem, przypominając sobie obecne głośne procesy polityczne.
— Czekaj, opowiem ci. Sam nie wiem, jak doszedłem od ogrodu miejskiego do domu, czy stąpałem po ziemi, czy nie. Wyszedłszy przed wieczorem z biura, poszedłem się przejść nieco. Miałem napad drgawki w jednem oku.. Odbywszy małą przechadzkę, mijałem właśnie ogród miejski, aby powrócić do domu. Na chodniku, jak wiesz, masa ludzi, jak mrówek. I znowu mi oko zadrgało... Pomyślałem sobie, coś w tem jest... Idzie ktoś naprzeciw mnie, popatrzył na mnie i ja na niego, minęliśmy się. Coś mnie tknęło. Obracam się, żeby na niego popatrzyć. On się zatrzymał o pięć kroków odemnie i rozmawia z naczelnikiem naszego oddziału. Peno! To był minister! Minister, ten, z którym się spotkałem!
Żona jego z szeroko rozwartemi oczami oczekiwała na coś strasznego, co miało nastąpić.
Płużew zakrył oczy rękami, stał nieruchomy, tylko przytłumione łkanie wydobywało się z pod jego dłoni.
— Czegoś zamilkł? powiedz prędzej, bo mi wyrwiesz duszę ze strachu.
Płużew spojrzał gniewnie na żonę.

— Głupi jesteś, Sławczo. Wiedziałam, że jesteś prostak, ale nie przypuszczałem[1], żeby aż do tego stopnia — zburczała go. — Cóż w tem jest strasznego, żeś się tak roztkliwił?

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – przypuszczałam.