Strona:Wybór nowel (Wazow) 113.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawałoby się, że za potężnym grzbietem Witosza jakiś daleki zamorski pożar zalewa niebiosa falami subtelnego odblasku, swych niewidzialnych płomieni. Jaki cudowny widok, którym oko nigdy nasycić się nie może!... Lecz wkrótce i ta jasność niknie, widnokrąg ponad górami staje się coraz więcej bezbarwnym, sinieje, ciemnieje, a gwiazda wieczorna wynurza się z ciemności, jak oślepiający promienisty dyament, błyska i zawiesza się nad samemi wierzchołkami, podobna do elektrycznej lampy, spuszczonej z nieboskłonu, zanim jeszcze jaka inna gwiazda na nim się ukaże...
Ale odszedłem od przedmiotu, mówiąc o kolosalnym Witoszu, kiedy zamiarem moim było mówić o czemś drobiazgowem: o Sławczu Płużewie.
— Czy znacie Sławcza Płużewa?
— Nie!
— A jednakże wy go co dzień spotykacie.
— Sławczo Płużew jest urzędnikiem — on i nie mógłby być czem innem! — Sławczo Płużew jest szczuplutki, wzrostu małego, z krótkiemi nóżkami, które spieszą się gdy idzie z taką ostrożnością, aby nie nastąpić choćby i mrówki; Sławczo Płużew ma twarz okrągłą, smagłą, bez żadnego szczególnego wyrazu, przeciwnie zwykły, nieco pękaty nos, czoło spłaszczone, prawie do samych czarnych, szerokich, zrośniętych brwi, zarośnięte pasmem włosów; wzrok jego jest bojaźliwy, w ciągłym ruchu, jak u żołnierza — albowiem Płużew uważa na to, aby nie pominąć powitania żadnego osobnika — czy z tej, czy z innej gałęzi administracyi, to wszystko jedno, bo — jak mówi: — „każdy może ci zaszkodzić”.
I w swoim urzędzie służy on za przykład dla innych, tak pod względem służbistości, jak i obyczajów. Niektórzy dowcipnisie nazywają go za plecami „bożym człowiekiem”, albo „świętą owiecz-