Strona:Wybór nowel (Wazow) 039.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawało się starcowi, że od pięciu lat przewidział on na jedno mgnienie oka i widział „bulgarskie” — jeden promyczek „bulgarskiego” — i to go w zupełności przekonało, że już niema Turków.
Oprócz tego wypadku, wszystko pozostało jak dawniej: on tak samo spotykał w karczmie tych samych wieśniaków, słyszał też same swary i plottki[1]. Życie wokoło szumiało jak przedtem, z takimże przymusem, trudami, drobnemi walkami, bez brania przez niego w nich udziału, obcemi były dla niego i sam obcy dla nich! Jedna radość tylko mu pozostała i osładzała jego ciemny żywot: przekonanie o tem, że Bulgarya jest swobodna. I kiedy rozważał czasami miejscowe nienawiści i prześladowania, dziwił się, jak ci ludzie zatruwają sobie życie, kiedy należałoby się weselić i cieszyć, że „bulgarskie” jest oswobodzone. Gdzież oni mają oczy? Należałoby być szczęśliwymi!
— Rzekłbyś, że oni są ślepi, a ja widzę — myślał sobie.
I siadał pod dębami, nasłuchiwał, jak w dole szumi Iskier i myślał, że ten Iskier, płynąc z tak daleka, widział znacznie większe, niż on rzeczy i tem się cieszył. Tak czas upływał.
Pewnego dnia serce diada Joca zabiło silniej pod wpływem nowego wzruszenia. Przybył na urlop wielkanocny kawalerzysta, jedyny żołnierz wioski.
— Jak on przybył? Czy w wojskowem ubraniu? — pyta wzruszony diado Joco.
— W ubraniu żołnierskiem — odpowiadają mu.
— I z pałaszem?
— Posłuchaj tylko, diado Joco, jak on nim dzwoni!
Starzec biegnie do syna Nikoli.
— Ej zuchu, czyś ty tutaj?
— A czego chcesz Joco? — pyta stary Kola.
— E! gdzie żołnierz? chcę go widzieć.

Kola zawołał swego syna, ażeby go zobaczył

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – plotki.