Strona:Wybór nowel (Wazow) 028.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobra kobieta! — i rozczulony do łez młodzieniec, pochylił się i pocałował spracowaną rękę, która trzymała dziecię.
— Ludzie są teraz przerażeni, gotowi mnie spalić żywcem, gdy się dowiedzą — mówiła wieśniaczka — lecz jakżebym cię mogła tu zostawić, nie możesz uciekać, czerkiesi cię złapią — niech ich Bóg skarze — i we wsi są oni. Na co wam to było potrzeba, chłopcy? Czy to tak łatwo zburzyć to marne państwo!... Wybili was, jak kurczęta. Lecz ty nie masz już siły iść pod górę!
I przerzuciła strzelbę w prawą rękę, a lewą chwyciła go pod ramię. Zagłębiali się w dębowy las. Pomiędzy drzewami niebo na wschodzie bielało, wyraźnie było słychać pianie kogutów w Czełopieku, gwiazdy na niebie bladły. Świtać już zaczęło, a oni byli jeszcze pół godziny drogi do wsi, idąc zwykłym krokiem, lecz tak, jak szedł powstaniec, i za dwie godziny dojść nie mogli. Wieśniaczka się zmartwiła, byłaby go z sobą uniosła On się obejrzał.
— Świta już, stryjno — odezwał się.
— Źle, nie staniemy na czas — szepnęła kobieta.
Uszli jeszcze kawałek drogi. Z przeciwka dochodziły już głosy ludzkie. Wieśniaczka zatrzymała się.
— Tak być nie może chłopcze, trzeba coś innego obmyśleć.
— Co myślicie, stryjno? — zapytał młodzieniec, który w tej nieznajomej widział swoją matkę, swoją zbawczynię, opatrzność!
— Ukryj się w lesie do wieczora. Jak się zmierzchnie, ja cię odszukam — tu, znowu na tem miejscu i ukryję cię w moim domu.
Młodzieniec uznał to za najlepsze. Wieśniaczka oddała mu strzelbę. Pożegnali się.
Ilica wtedy dotknęła się dziecięcia, zapłakała: