Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzieśmy spędzili jednę noc. Na płaszczyźnie, przylegającej do samych gór, wznosił się dom drewniany, zbudowany na słupach co najmniej czterometrowej wysokości. Nie było innego sposobu dostać się do wnętrza, jak po drabinie. Całą szerokość domu zajmowała jedna wielka sala o wielu bardzo oknach, pod któremi stał stół szeroki na dwa metry. Ten stół był jedynym meblem i służył do rozmaitego użytku. W południe nakrywano go w jednym końcu dywanem i ustawiano na nim potrawy i chleby rozmaitych rozmiarów. Wielkie plastry chleba, a raczej ciasta cienko rozwałkowanego, nietylko były przeznaczone do jedzenia, ale zastępowały obrus i serwety i niemi także wycierano naczynia. Dla nas, cudzoziemców, przyniesiono krzesła; gdyśmy już usiedli, wtedy stary książę i jego synowie wskoczyli na stół i zasiedli naprzeciwko nas, obok swoich nakryć. Tylko my używaliśmy widelcy i noży; książę i jego rodzina jedli palcami, według zwyczaju czysto wschodniego. Jedzenie było nadzwyczaj smaczne, a wino kachetyńskie, podawane w rogach bawolich, wyborne; ale Europejczycy, jakkolwiek jedli i pili dużo, nie mogli w żaden sposób dotrzymać placu krajowcom. Pod noc dowiedzieliśmy się, jakie było drugie przeznaczenie tego stołu: wszystkie posłania, zarówno dla nas, jak i dla książąt, rozłożono na nim.
Nazajutrz bardzo rano puściliśmy się w dalszą w drogę; pięliśmy się pod górę na naszych rączych i zwinnych konikach. O zmierzchu byliśmy już blizcy celu naszej podróży, jednak wypadało zanocować w drodze. Rozłożyliśmy się obozem na wspaniałej przełęczy, między dwoma strumieniami górskiemi. Nad głowami mieliśmy sklepienie z olbrzymich drzew i gałęzi, a przed nami otwarty widok na Kachetyę i po za nią ciągnące się góry. Nadzwyczaj zręczni drabanci książęcy ułożyli i urządzili wszystko w mgnieniu oka tak wygo-